Najsłabsze spotkanie za kadencji trenera Lityńskiego

Najsłabsze spotkanie za kadencji trenera Lityńskiego

Przed sezonem chyba nikt nie spodziewał się, że remis w wyjazdowym spotkaniu w zespole Lotnika trzeba będzie uznać za sukces. A tak właśnie stało się w niedzielne popołudniu na cieszkowskim stadionie gdzie trzykrotnie na prowadzenie wychodzili gospodarze tego meczu.

Twardogórska tragedia rozpoczęła się na długo przed pierwszym gwizdkiem, bo jeszcze w sobotni wieczór kilku zawodników zapomniało, że nazajutrz ma do wybiegania 90 minut i pozwoliło sobie na trochę więcej niż powinno. Warto przytoczyć tutaj słowa Tomka Witiwa, że przecież nie ma czym się przejmować "bo to tylko B klasa!" Z taką grą jak w niedziele lepszy zespół już do przerwy wpakowałby nam 5 bramek i załatwił sprawę bez dużego nakładu sił. I nie chodzi tutaj o drużyny A klasowe, spokojnie wystarczyłyby Łazy, Grabowno ewentualnie Milicz.

Najzabawniejsze jest to, że w przerwie każdy się nakręca i motywuje do walki, a gra nie zmienia się w ogóle. 0 walki, 0 ambicji 0 zaangażowania.

Kolejny popis amatorskiego zachowania wykonał Marcin Grabowski, który nikogo poza swoim bratem nie poinformował o nieobecności na meczu i jak zwykle przedmeczowe założenia trenera poszły w las. 

Później niby wszystko było OK na boisku pojawiliśmy się na godzinę przed pierwszym gwizdkiem. Odprawa, rozgrzewka, kilkukrotne powtarzanie przez trenera żeby nie odpuszczać. Sędzia rozpoczyna zawody i wszyscy jak jeden doznają wewnętrznej blokady, która puszcza dopiero przed ostatnim gwizdkiem. Może po kolei..

3 minuta spotkania Pyrkowski wybija piłkę z własnej bramki ta spada pod nogi zawodnika gospodarzy, który precyzyjnym strzałem lobuje naszego bramkarza. Powoli musimy się przyzwyczajać, że to my musimy tracić bramkę jako pierwsi i gonić wynik. Kilka chwil później ułamek dobrej gry podanie Lizaka do Lotki i strzelamy bramkę wyrównującą. Wynik ten utrzymuje się do przerwy.

W drugiej odsłonie długie dośrodkowanie w nasze pole karne Pyrkowski łapie piłkę w koszyczek.. upsss, wypuszcza ją i fauluje uciekającego do boku pogonistę. Pewnie wykonana jedenastka i znów gonimy wynik. Co ciekawe już w następnej akcji 11 dla naszego zespołu. Stelmach dostosował swój strzał do gry zespołu i podał piłkę bramkarzowi w ręce. Dobrze, że tego dnia w miarę ułożony celownik miał Wieczorek, który po strzale Kodyry dobił piłkę do pustej bramki.

3 gol dla Pogoni był właściwie podsumowaniem naszej gry. Przy piłce Malinowski podanie do naciskanego Pyrkowskiego, który traci piłkę i kuriozum osiąga maksimum. Bóg daje nam szanse na remis i po kilkukrotnyk dobijaniu piłki do bramki w której o dziwo nie było bramkarza, ale byli obrońcy którym usilnie obijaliśmy kostki. Dopiero 4 uderzenie Wieczorka i piłka znajduje się "w pudle".

Nikt z nas nie chce pamiętać tego meczu. Jeśli mamy już znaleźć jakiś pozytyw to byli to zawodnicy wchodzący z ławki. Grę starał się podciągnąć Szeliga. W środku pola walczył Rembiok, który swoją drogą zasłużył na pierwszą 11 jak nikt inny, na lewym skrzydle kilka niezłych akcji wykonał Leszczyński.

W drodze powrotnej staraliśmy się z trenerem znaleźć powód tej porażki, bo tak należałoby nazwać remis i jedyny wniosek do jakiego doszliśmy jest taki, że być może taki mecz się po prostu wydarzył i nic nie mogło tego zmienić. Ale panowie patrząc prawdzie w oczy jeżeli to powtórzy się jeszcze raz lub dwa to ponownie nie awansujemy do A klasy, a to już na pewno będzie dramat.

Powiązana galeria:
zamknij reklamę

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości